❋ ❋ ❋
Jak zwykle miał ten sam sen co zawsze. Powtarzał się on każdej nocy i przebiegał dokładnie tak samo jak poprzedniego wieczora, wywołując u niego niewyjaśnione poruszenie i pobudkę wczesnym rankiem.
Do wstawania
tak wcześnie rano zdążył się już przyzwyczaić, ale do tego, co ją powoduje,
nie.
Wiedział, że to nie jest zwykły majak, czy obłoki w fantazjach- to było wspomnienie. Dość niewyraźne, ale bardzo silne.
Miał wrażenie jakby oglądał pewien film, który zatrzymał się właśnie w tym niewyjaśnionym fragmencie akcji. Nie mógł iść dalej, ani go cofnąć. Po prostu wciąż tkwił w tym samym miejscu. Nie wiedział, dlaczego śni mu się to samo i nawet nie był pewien czy to się kiedyś naprawdę wydarzyło, bo by zbyt mały, aby mieć tak dobrą pamięć, jak na swój wiek we śnie.
Był
w jakimś domu, ale nie z drewna, jak na południu. Widział porządne ściany wykonane z prawdziwego
solidnego kamienia lub nawet cegły. Na ścianach wisiały fotografie nieznanych mu prawie
ludzi z wyjątkiem zdjęcia samego siebie na rękach u ojca. Koło nich stała jego
matka, uśmiechając się i trzymając w dłoniach bukiet kolorowych i nasyconych życiem
kwiatów. Wiedział, że ten sen doprowadził go do miejsca, o którym nie chciał
mówić, a nawet pamiętać. Zdjęcie pokazywało ich rodzinę, gdy jeszcze mieszkali
na Północy, a matka była w ciąży z Emilly. Przez jaskrawo zieloną suknię w
kwiatki prześwitywał obrzmiały już brzuch.
Rodzice
mówili, że Emilly narodziła się, jako prawdziwy Południowiec, bo matka urodziła
tuż po zesłaniu ich na śmierć w nędzy i na mrozie… Skazali ich na życie w
głodzie i niepewności, aby umierali każdego dnia, czując jak zimno ich powoli
zabija.
Na
środku stał zastawiony stół z obfitymi daniami. Dostrzegł różne sałatki,
ziemniaki, mięsiwa przyprawione i polane gęstym niczym dodatkowa zupa sosem, a
na deser widział w naczyniu gorącą czekoladę. Widział jej brązowy cudowny
połysk niczym u metalu i unoszącą się lekko niczym chmurka parę, roznoszącą jej
woń. Nie mógł przypomnieć sobie jej smaku, ani zapachu, bo w tej chwili drzwi
wyważają ludzie w czarnych ubraniach. Długie płaszcze powiewały za nimi niczym
pióra dostojnych ptaków. Nie rozpoznawał ich twarz. Miał tylko przebłysk
wspomnień, że ich przywódca na przedzie miał także jasne niemal beżowe oczy,
wpatrzone z obrzydzeniem w niego.
Zaczęli
sunąć w jego stronę całą grupą zamierzając się na niego mieczami. Nie umiał
walczyć i nie mógł. Czuł, że jego postura jest mała, wątła i bardzo niezgrabna
w ciele dwulatka.
Nie mógł
nic zrobić tylko patrzeć jak obcy mu ludzie niszczą jego dom i przewalają stół
z obiadem na podłogę. Lęk ścisną mu żołądek, a żal po zniszczonych rzeczach
rozniósł po jego ciele dreszcz rozpaczy i wilgoć w oczach. Rozlegający się trzask
tłuczonych naczyń i niszczonych mebli zwabiał nic nie świadomych rodziców do
salonu.
Ojciec
oceniając sytuację i patrząc przerażonym wzrokiem złotych oczu na Jacka rzuca
się na jednego z ludzi, który był najbliżej Jacka. Matka przez chwilę
wpatrywała się w przywódcę grupy wielkimi oczami lęku, po których po chwili nie
został ślad. Zmarszczyła gniewnie brwi i wyciągnęła ostry niczym odłamek szkła
nóż, który lśnił blasku popołudniowego słońca zaglądającego przez okno.
-Wynoś
się z naszego domu demonie!- Warknęła, a z jej gardła wydobywał się
niemal zwierzęcy dziki charkot.
Mężczyzna,
na którego patrzyła matka roześmiał się unosząc głowę do góry i rozkładając ręce
po bokach, jakby chciał ją uścisnąć z morderczą siłą anakondy.
-Demonie?-
Syknął rozbawiony delikatnym niczym aksamit głosem. Ktoś mógłby pomyśleć, że
jest on
uprzejmy i miły, ale wzrok nieznajomego mówił teraz, co innego. Był pełen obrzydzenia i wstrętu.- Ja tu jestem potworem? A ja uważam, że jedynymi bestiami w tej zapyziałej dziurze jesteś ty, on i wasz szczeniak- Wskazał na siebie wątpiąco, a po chwili przeniósł ostrze miecza tak, aby było wycelowane prosto w pierś jego matki.
uprzejmy i miły, ale wzrok nieznajomego mówił teraz, co innego. Był pełen obrzydzenia i wstrętu.- Ja tu jestem potworem? A ja uważam, że jedynymi bestiami w tej zapyziałej dziurze jesteś ty, on i wasz szczeniak- Wskazał na siebie wątpiąco, a po chwili przeniósł ostrze miecza tak, aby było wycelowane prosto w pierś jego matki.
Walka
ojca z pozostałymi czarnymi wojownikami się zaostrzyła zwracając uwagę
pozostałych. Ojciec został po chwili powalony i uderzony brutalnie kopniakiem w
brzuch. Zgiął się z jękiem bólu w głosie rzucając nienawistne spojrzenia na
stojącego nad nim mężczyznę.
-Jesteś
moim bratem Alexandrze !- Ryknął z bólem i desperacją patrząc wielkimi oczami na swego
pogromcę. – Jak mogłeś nas zdradzić!? Jesteś jednym z nas!!
Mężczyzna
zaśmiał się bez cienia życzliwości i wesołości w głosie.
-Nie.-Odparł
gładko i pewnie. Ukucną przysuwając ostrze miecza do gardła ojca.
Matka Jacka chcąc ochronić swego ukochanego rzuciła mu się na ratunek, lecz wtem przywódca uderzył ją mocno w dłoń wytrącając nóż i przykładając swoją broń do Jacka.
-Zostaw
go.- Wysyczała z napięciem malującym się na twarzy i cofając się w poddańczym geście.
Mężczyzna
tylko się uśmiechną i skierował swoją uwagę na ojca i swego człowieka.
-Nie
jestem jednym z was.- Powiedział twardo.- Nigdy nie byłem. To ty byłeś złotym
chłopcem w rodzinie. To ciebie kochali i rozpieszczali, bo panowałeś nad tymi
kundlami! Uważali cię za wyjątkowego, a mnie się wstydzili. Tylko dlatego, że nie jestem do
nich podobny!!
Wstał
szybko z gniewem widocznym po napięciu ciała i kurczowo zaciśniętych pięściach na
rękojeści miecza.
-I
mieli rację.- Stwierdził z groźnym uśmieszkiem.- Nie jestem taki jak wy. Ty i
ta suka jesteście zwierzętami, które trzeba wytresować, albo zamknąć w klatce.
Wiem jednak dobrze braciszku, że ty się nie zmienisz. Więc zostaje klatka…
Pozostali
ludzie jak na zawołanie postawili ojca i matkę Jacka koło siebie zakładając im
dziwne obroże na ich szyje. Połyskiwały dziwnym światłem tworząc pomarańczowe linię na metalu. Gdy mieli już wziąć Jacka i zrobić mu to samo od strony
drzwi doszedł ich mrożący dosłownie krew w żyłach charkot połączony z
warknięciem.
Wszyscy
się odwrócili i zobaczyli dwa białe jak śnieg i potężne jak góra lodowa wilki.
Wpatrywały się groźnie w czarnych ludzi z pewnym ostrzeżeniem.
Jack
do dziś pamiętał jak oczy ojca i matki rozjaśniły się złotem, a spojrzenie
jednego wilka spoczęło na Jacku.
Widział
je teraz ponownie we śnie i to one wywierały na nim taki wpływ. Nie bicie rodziców i groźba śmierci od
nieznajomych w jego domu, ale to długie i naglące spojrzenie błękitnych oczu
tego zwierzęcia.
Patrzył jakby czekał na niego zbyt długo i czegoś od niego wymagał. Ostatnie co pamiętał przed przebudzeniem było to, że zrobiło mu się zimno, okropnie zimno.
Ale
pierwszy raz w życiu to uczucie było przyjemne…
❋ ❋ ❋
Wiem, wiem...
Krótki, ale trochę wyjaśniający.
Wiecie już, że zdrajcą był brat ojca Jacka - Alexander.
Oraz, że Jack został zesłany z rodziną na Południe, gdy miał dwa lata i wciąż przeżywa ten dzień na nowo w snach.
Wiecie także, że ojciec i matka Jacka są Ludźmi z Plemienia Lodu, ale czy Jack też....?
Trochę informacji i wariacji.
Jutro postaram się o niezłą akcję dla was.
Zamrażam i liczę na komentarze!!
Wiem, wiem...
Krótki, ale trochę wyjaśniający.
Wiecie już, że zdrajcą był brat ojca Jacka - Alexander.
Oraz, że Jack został zesłany z rodziną na Południe, gdy miał dwa lata i wciąż przeżywa ten dzień na nowo w snach.
Wiecie także, że ojciec i matka Jacka są Ludźmi z Plemienia Lodu, ale czy Jack też....?
Trochę informacji i wariacji.
Jutro postaram się o niezłą akcję dla was.
Zamrażam i liczę na komentarze!!
❋ ❋ ❋
Super rozdział!!!!!! Oby Jack też był Ludziem/Członkiem Plemienia Lodu :)
OdpowiedzUsuńDziwny sen niby wspomnienie, niby... coś xD Wiem napisałaś coś podobnego ale Ollka taka jest lubię podkradać pomysły 3:)
Czekam na Nexta!!!
Pozdro i WENY!!!
Hihi. Dzięki.
UsuńSpokojnie nie zdradzę na razie niczego. Sama zobaczysz....
Buduję napięcie- jak to ja!
Zamrażam!!!!