niedziela, 4 sierpnia 2013

❋Prolog❋

❋   ❋   ❋

Wszystko przeraźliwie skrzypiało, a każda najmniejsza deska była przesiąknięta wilgocią od zalegającego na dworze śniegu.  Dom wydawał okropne i straszliwe zarazem dźwięki przy najmniejszym powiewie wiatru, który nie próżnował dzisiejszej nocy  .
W środku nie było wcale cieplej i przyjemniej niż na dworze, ale przynajmniej chronił przed zamiecią.

Jack wtulił się bardziej w bok swojej matki szukając odrobiny ciepła w tym mroźnym pomieszczeniu. Chciałby móc, chociaż raz w życiu nie marznąć, ale jedynym źródłem mogącym rozgrzać jego zlodowaciałe ciało był coraz to mniejszy ogień w kominku, niepotrafiący nawet rozświetlić wszystkich cieni widocznych w kątach.

 Ojciec nie wracał już przeszło pół godziny. Jack zaoferował się, aby pomóc i razem z nim przynieść drewno na opał, ale on kategorycznie zabronił.

Nie było wystarczającej ilości ciepłych ubrań, aby Jack mógł wyjść w taką zawieję. Rodziców nie było stać na porządne ocieplenie domu, treściwe posiłki czy ubrania na zimę, nie wspominając już o lekach na zapalenie płuc, których mógłby się nabawić w taką pogodę. Tak, więc musiał siedzieć na miejscu patrząc jak siostra pomaga matce, która zręcznie szyła kolejny krwisto czerwony szalik. Do kompletu była jeszcze czapka z zawadiackim pomponem na wierzchu. Nie wiedział, do czego Emilii jest jej w tej chwili potrzebna, ponieważ tylko trzymała kręcącą się w powietrzu włóczkę, a to nie była ciężka robota, nawet jak na nią.  

Dostali ostatnio sporo włóczek wełny od swoich sąsiadów, którzy byli wdzięczni za okazaną im pomoc. Rodzinie Cartasian’ów urodziła się wczoraj córeczka, a matka Jacka uchodziła w wiosce za jedynego wykwalifikowanego znachora. Jak nikt inny znała się na właściwościach ziół dostępnych w gęstych Lasach Bodygarth. Umiała także przyjmować porody dzieci i właśnie ta umiejętność przydała się zeszłej nocy. Dlatego szczęśliwi sąsiedzi, którzy ostatnio kupili sobie kilka dorodnych owiec ofiarowali im parę włóczek w prezencie. Były ręcznie farbowane z dostępnych w lesie naturalnych barwników, wytwarzanych przez ich rodzinę.

 Kolorowe włóczki były istnym cudem w tym biednym i pozbawionym nadziei na lepszą przyszłość miejscu.
Czasy były ciężkie zwłaszcza dla ,,Południa Mrozu’’ mieszkającego za górami i całkowicie odgrodzeni od Arendelle.

Arendelle było Królestwem, którym rządził obecnie Pitch Black. Był on tylko namiestnikiem zastępującym chorego króla, który wciąż leżąc w śpiączce nie wybudzał się z niej od przeszło kilku miesięcy. Jego żona, a Królowa nie mogła objąć za niego rządów, ponieważ zaszła w trudną ciążę, co w tej sytuacji dawało automatycznie władzę ich namiestnikowi, a zarazem ich najwyższemu doradcy. Poddani Królestwa obawiają się o parę królewską, nad którą wisi groźba śmierdzi. Gdyby się ziściła wtedy poddani mogą zostaną zdani na wieczną łaskę Pitch’a.

Był on bezlitosnym i niegodziwym człowiekiem, który zapoczątkował wielki konflikt pomiędzy ,,Mroźnym Południem’’, a ,,Ciepłą Północą’’.

Arendelle znajdowało się na ,,Ciepłej Północy’’ wyspy Arend. Była ona podzielona na letnią Północ i na zimowe Południe. Na każdej z tych stron panuje stale i nieprzerwanie jedyna pora roku w jej najmocniejszej i zarazem najgroźniejszej postaci. Linią, która oddzielała te dwie magiczne strony były wysokie góry. Nad nimi wszystkimi królował Lodowy Wierch, lśniący w promieniach słońcach już od setek tysięcy lat- niezdobyty najwyższy szczyt.

Rodzina Jacka Ovrland’a tak jak i on sam zamieszkiwali właśnie najgorszą z dwóch stron Arend- ,,Mroźne Południe’’.

Nagle drzwi otworzyły się z wielkim hukiem wnosząc ze sobą przesycone zimnem powietrze i silny powiew wiatru zmieszany z płatkami śniegu. Wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna owinięty szczelnie kapturem i grubą kurtką z futra niedźwiedzia, wszedł szybkim krokiem do środka z dłońmi pełnymi ciemnego sosnowego drewna.

Mężczyzna zamkną szybko drzwi, aby nie wpuszczać już więcej przeraźliwie zimnego powietrza.  Jack wzdrygnął się, czując  igiełki mrozu wbijające się boleśnie w jego gołe stopy. Zerwał się natychmiast z miejsca i podbiegł szybko do ojca przejmując jego balast. Ułożył piramidkę koło kominka dorzucając parę kawałków, do już prawie wygasłego ognia. Gdy dom rozświetlił nowy ogień Jack odetchnął z błogością czując jak jego zlodowaciałe stopy ogrzewają się w jego blasku.

-Jest coraz gorzej…- Mruknął strapiony mężczyzna zdejmując obsypane białym puchem ubrania i wieszając je na wieszaku wykończonym u góry wielkim i majestatycznym porożem jelenia. Spojrzał jeszcze na pokryte szronem okna, jakby mógł widzieć, co dzieje się na dworze. Było już zdecydowanie za ciemno, aby zobaczyć, co burza śnieżna wyczyni z ich biednym domem tym razem.

Podszedł do żony i ucałował ją w policzek. Kobieta wzdrygnęła się czując jego zmarznięte usta na swej skórze i pacnęła go ze śmiechem w ramię. Potem odwrócił się do Emilii i ją także poczęstował mrozem, zsypując pozostałości  stopniałego już śniegu z rękawiczek na jej głowę.
Dziewczynka zrobiła obrażoną minę i zaczęła szybko wycierać wnerwiające krople z włosów, tak jak i z nosa i policzków.

Mężczyzna zasiadł w dawnym miejscu Jacka i odetchną z zadowoleniem czując przypływy ciepła od kominka i bliską obecność rodziny.
Jack jak na zawołanie podbiegł do ojca i wskoczył mu na kolana. Mężczyzna westchnął czując koniec swego odpoczynku i teraz zbyt wyraźną obecność bliskości.

-No, co tam Jack?- Jego twarz rozjaśnił kpiarski uśmiech spod gęstych brązowych wąsów.- Stęskniłeś się za starym ojcem, którego nie było zaledwie kilka minut?
Chłopiec zrobił oburzoną minkę naśladując siostrę, na której widok ojciec się zaśmiał.

- Kilka minut?!- Powtórzył nieprzekonany.-Nie było cię z pół godziny!

-Tak długo?!- Udał zdziwionego, dalej drażniąc się z synem.

-Tak!- Odparł energicznie potrząsając brązową czupryną.- Gdybyś mnie ze sobą zabrał, szybciej byś wrócił do domu, a ja miałbym coś do roboty.

-A, więc tu leży problem.- Stwierdził zadowolony uporem syna, ojciec. –Tak bardzo nudzi ci się w domu, że chcesz poodmrażać sobie uszy na mrozie?

-Tak.- Odparł z przekonaniem uśmiechając się. – To już było by lepsze niż siedzenie na miejscu i gapienie się, jak mama robi kolejną brzydką czapkę.
Kobieta rzuciła Jackowi ostrzegawcze spojrzenie nad swojej robótki.

-Chyba naprawdę marzysz o odmarzniętych uszach, bo w tym roku będziesz chodził bez czapki, jeśli to jest dla ciebie aż tak ciężką karą.- Fuknęła zezłoszczona jeszcze energiczniej wracając do szydełkowania.

-Nic się nie zmieniło, od mego wyjścia jak widzę. Nadal jesteś niegrzecznym nicponiem Jack.- Stwierdził zadowolony ojciec.

-Wdał się niestety w ciebie Jacksonie. Nie dość, że ma imię po tobie, to i charakter urwisa- Mruknęła kobieta uparcie licząc zrobione sploty. - Gdyby, chociaż nie włóczył się po wiosce i pomógł w domu, to…

-To robota dla Emilii!!- Zaprotestował Jack, zeskakując gniewnie z kolan ojca. Mężczyzna zrobił zbolałą minę czując, że od skoków syna na sobie, będzie miał jutro niezłego siniaka na kolanie. – Ona nadaję cię do robienia obiadków i sprzątania, a ja powinienem już chodzić z ojcem na polowania!!

-Jack…- Westchnął ojciec poruszając znów wałkowany przez ostatni rok temat.- Masz dopiero dziesięć lat. Wiesz dobrze, że młodzi chłopcy zaczynają polowania dopiero przy szesnastym roku życia. –Widząc nieprzekonaną i nadal upartą minę syna wstał robiąc się bardziej stanowczy i zirytowany rozpoczętym tematem.- Jesteś jeszcze za mały na polowanie na grubą zwierzynę. Nie poradzisz sobie z niedźwiedziem, dzikiem, czy jednym z gatunków Wilków Mrozu. Więc moja odpowiedź nadal brzmi – Nie!
-Koniec tematu synu!!

Jack widząc zmarszczone gniewne brwi ojca i jego ostry wzrok złotych oczu odwrócił się napięcie i pomaszerował do sypialni- jego i Emilii.
Na koniec rozmowy, aby podkreślić swój upór trzasną drzwiami rzucając zrozpaczone spojrzenie matce, a gniewne ojcu.

Gdy odciął się od jedynego źródła ciepła i światła w domu zanurzył się w ciemnościach i do tak znanemu mu dotykami zimnych palców zimna na swojej skórze. Nic nie widział, ale znał to pomieszczenie na pamięć. Niemal wyczuwał wszystko instynktownie.
Pamiętał, że naprzeciwko ma szerokie okno, zasłonięte teraz ściśle materiałem, aby nie przepuszczał jeszcze gorszego chłodu. Zdawał sobie sprawę, że zaraz, gdy się poruszy do przodu poczuje miękki dywan z skóry niedźwiedzia polarnego, który stanowił linię dzielącą stronę pokoju Emilii od jego, niczym- Północ, a Południe.

Wiedział, aby wejść ostrożnie i lekko się nachylić, aby nie zderzyć się z kolekcją kolorowych szkiełek Emilly zawieszonych przy suficie. Były to pozostałości po pięknym wazonie w kolorach tęczy, który matka miała jeszcze z czasów dzieciństwa na Północy. Jednak chwila nieuwagi, postawienie go z wodą przy oknie i niestety pękł. Ojciec nie mógł go naprawić, bo rozleciał się na kawałki już pod dotykiem wprawnych i delikatnych ruchów dłoni. Emilii jednakże nie mogła się z tym pogodzić i nie chciała niczego wyrzucać, więc zebrała kolorowe odłamki i pozawieszała je w pokoju w odpowiedniej kolejności. Teraz, co dzień rano, gdy słońce wpada do środka by ich obudzić oświetla je tworząc prawdziwą tęcze, którą od dawna nie widzieli.
Matka często wchodzi do ich pokoju, aby tylko przypomnieć sobie jak wygląda tęcza.

Na Południu czasy od zawsze były ciężkie. Nie można było żyć jak król z zwykłych jadalnych roślin znajdywanych w lesie i zwierząt, których było tak ciężko upolować.
Tunel był owszem zapieczętowany, ale w każdym systemie istnieją luki. Ludzie z ,,Plemienia Lodu’’ mieszkający na Południu musieli, jakoś sprowadzać rzeczy dostępne tam- na Północy. Inaczej już dawno umarliby na mrozie.

Tuż po zesłaniu tu ludzi, złączyła się pewna grupa, która zawarła układ ,,na czarnym rynku’’.
Doszli do zgody z handlarzami z Północy, którzy potrzebowali wielu leczniczych roślin z Południa, a także mięsa z łowów. Za to Południowcy otrzymywali narzędzia do budowy osady, broń do łowów i obrony, a także ubrania, jedzenie niespotykane w tych stronach, a ostatnio nawet zwierzęta hodowlane.

Talentovie mieli jedną krowę, która dawała im mnóstwo mleka do picia lub do wyrobów, ale także na wymianę, a u Cartasian’ów była nowe stadko owiec za rzadkie rośliny lecznicze.  Jeśli chciałeś przeżyć na Południu musiałeś umieć się targować, znać na dostępnych roślinach i przede wszystkim łowić.

Dlatego Jack protestował przed siedzeniem w domu. Chciał już teraz radzić sobie, aby przetrwać w najgorszej sytuacji. Uważał, że Emilly, powinna znać się na rozróżnianiu ziela, a on powinien już umieć zabić niedźwiedzia, czy nastawić wnyki na mniejszą zwierzynę.

Nienawidził tego miejsca. W cieplejsze dni, gdy nie groziła nawałnica, ludzie z Plemienia zbierali się przy wspólnym ognisku, aby poopowiadać legendy i powspominać dawne życie na Północy. Każdy opowiadał się za tym, że najważniejsze, że mają dom, ale Jack tak nie uważał.
W domu czułeś się bezpieczny. Nie musiałeś często głodować, bo zwierzyna przenosiła się w głębsze części lasu. W prawdziwym domu zawsze powinieneś mieć ciepło i nie martwić się wciąż o przeżycie ,,jakoś’’ kolejnego dnia. W domu z rodziną, czyli na Północy, z której ich wygnano nie musiałby walczyć o promień słońca.
Czuł smak goryczy w ustach, gdy słuchał tych opowieści. Chociaż był kiedyś na Północy, ale miał zaledwie dwa lata. Życie było inne…

Instynktownie trafił do swojego łóżka, które było odsunięte lekko od ściany. Wszystko w tym domu było ocieplone z tego, co posiadali. Z części futer, przemyconej wełny, lub zielska wysuszonego przez matkę, nad ogniskiem, ale to i tak nie pomaga ochronić od zimna tego budynku.
Jack sięgną do okna, na którym stała jego świeczka. Dostał ją na Wielkanoc, gdy miał jeden roczek. Były wymalowane na niej pisanki i tak jaskrawe i żywe kolory, których tutaj nigdy by nie znalazł, że od razu zaczął marzyć o życiu na Północy.

Każdej nocy od pięciu lat zapalał ją, choć na chwilę, aby poczuć jej ciepło i związane z nią wspomnienia.
Jednak dzisiejszej z jak mroźniejszych nocy w miesiącu położył się do łóżka nie robiąc tego. Miał dość życiem w marzeniach. 

Miał zamiar to zmienić w rzeczywistość…

Miał zamiar zacząć żyć po swojemu…
❋   ❋   ❋

No i Jak kochani?!
Podobało się? - nie wiem czy tak, więc proszę o mroźne komentarze opinii.
Pierwszy rozdział wyjaśni trochę zapowiadającą się akcję. Nie zabraknie mrozu i przede wszystkim Jacka.
To do zamrożenia!!!

 ❋  ❋  ❋

4 komentarze:

  1. Standardowe pytanko: Kiedy rozdział? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Postaram się jak najszybciej wyskrobać coś na tego bloga... Ale wiadomo ja to ja- może być różnie.
    Zamrażam!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super!! Trochę taka smutna historia z tymi ludźmi Południa :( Wygnani, nie chciani itp:. No cóż czekam na nexta!!!
    Pozdro i WENY!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuu. Dzięki!
      Wiem, tak się na razie zaczyna, ale obiecuję będzie ciekawiej.
      Zamrażam!!

      Usuń